NIE ZARAŻAJĄ AUTYZMEM – ZARAŻAJĄ UŚMIECHEM
Na jednym z placów zabaw, gdzie echo dziecięcych śmiechów miesza się z tupotem małych stóp i entuzjazmem beztroski, często widuję chłopca. Ma może sześć, siedem lat. Bawi się sam. Kręci kółka, śledzi cień chmur na piasku, uważnie obserwuje świat, jakby szukał w nim czegoś, czego inni nie dostrzegają. Inne dzieci go mijają, czasem popatrzą z zaciekawieniem, czasem z rezerwą. Rodzice szepczą: „To ten chłopiec z autyzmem”.
Tak, ma autyzm. Ale nie, to nie znaczy, że trzeba się odsunąć, że trzeba zabrać szybko swoje dziecko z placu zabaw.
Autyzm nie jest zaraźliwy. Ale obojętność – owszem.
Wciąż zbyt często słyszymy: „Niech bawi się z innymi dziećmi z autyzmem, on nie pasuje do grupy”, „Moje dziecko się od niego czegoś nauczy, i to niekoniecznie dobrego”. Słowa, które tną powietrze jak szkło, bo wypowiadane są nie z troski, lecz z lęku. A ten lęk rodzi się z niewiedzy. Czas najwyższy powiedzieć to głośno i wyraźnie: spektrum autyzmu nie zaraża. To nie wirus, nie choroba, nie „zachowanie do naśladowania”. To inny sposób widzenia, odczuwania, reagowania. To spektrum – szerokie, kolorowe i zaskakujące. Tak zaskakujące. Od 22 lat mam nieskrywaną satysfakcję poznawać fascynujących młodych ludzi autystycznych. Nie wiele wiem jeszcze o spektrum, ale cały czas się uczę, od nich właśnie i dziękuję, że chcą mnie uczyć. Nie tylko samej wiedzy, ale i pokory, szacunku i empatii.
I tak – dzieci autystyczne są przede wszystkim dziećmi.
Niektóre z nich mówią wcześniej niż rówieśnicy, inne później lub wcale. Jedne układają klocki z precyzją architektów, inne opowiadają godzinami o dinozaurach, planetach czy układzie komunikacji miejskiej. Mają swoje pasje, talenty i marzenia. Często są nadwrażliwe – ale to oznacza, że czują więcej, widzą więcej, czują więcej. Ich świat bywa głośny, nieprzewidywalny, chaotyczny i niepokojący – dlatego potrzebują trochę więcej zrozumienia i akceptacji.
Ale one same są źródłem niewyobrażalnego piękna.
Dzieci autystyczne uczą nas czegoś, co gubimy w biegu – empatii bez warunków. Nie oceniają. Nie udają. Są autentyczne. Ich uśmiech – szczery, bezinteresowny – potrafi rozjaśnić nawet najbardziej pochmurny dzień. Ich spojrzenie na świat jest jak kalejdoskop: gdy my widzimy szarość codzienności, one pokazują jej barwne odcienie. Wystarczy, że dostaną szansę.
Potrzebują tej szansy nie tylko one – potrzebujemy jej my wszyscy.
Bo kiedy dziecko autystyczne bawi się z dzieckiem neurotypowym, powstaje coś pięknego. Znika bariera „my” i „oni”. Znika uprzedzenie, które często nawet nie miało okazji się narodzić. Rodzi się natomiast zrozumienie i przyjaźń, która nie zna definicji z podręcznika.
Nie chodzi o to, by udawać, że nie ma różnic. Chodzi o to, by te różnice nie stały się murem. Chodzi o to, by każde dziecko – niezależnie od tego, czy mówi płynnie, czy nie mówi wcale, czy lubi przytulasy, czy raczej trzyma dystans – miało miejsce przy wspólnym stole, w piaskownicy, na urodzinach, w klasie.
Akceptacja to nie akt łaski. To obowiązek serca.
Dzieci autystyczne chcą się bawić z innymi. Chcą być zaproszone. Chcą być zauważone. Ale najpierw muszą być zaakceptowane. A akceptacja zaczyna się od dorosłych – od nas, rodziców, nauczycieli, sąsiadów, opiekunów. Od naszej odwagi, by uczyć własne dzieci, że różnorodność nie zagraża, lecz wzbogaca.
Bo gdy zrezygnujemy z uprzedzeń, otworzy się przestrzeń, w której każde dziecko – bez wyjątku – będzie mogło rozkwitać.
Nie bójmy się więc kontaktu z autyzmem. To nie on jest niebezpieczny. Niebezpieczne jest milczenie, dystans i obojętność. Autyzm nie zaraża – ale może nauczyć nas bycia lepszymi ludźmi.
Życie z dzieckiem autystycznym bywa trudne, frustrujące, prowadzi do załamać, ale tez daje mnóstwo satysfakcji i miłości bezwarunkowej.
A dzieci autystyczne? One po prostu są cudem – takim samym, jak każde inne dziecko. I może właśnie od nich możemy nauczyć się, czym jest prawdziwa tolerancja.
