Mierzmy siły, na zamiary.
Ostatni weekend spędziłam na szkoleniu dla nauczycieli. Ponownie okazało się, że w szkołach ogólnodostępnych jest spory bałagan, jeśli chodzi o podejście do dziecka ze spektrum autyzmu. Z bólem serca muszę przyznać, iż osobami kompetentnymi do pracy z dziećmi z ASD w szkołach masowych są właściwie tylko nauczyciele współorganizujący proces kształcenia tzw. nauczyciele wspomagający (pamiętajmy ta nazwa nie jest nazwą oficjalną). Wychowawcy klas i nauczyciele przedmiotowi mają za małą wiedzę, nie rozumieją specyfiki funkcjonowania dzieci i młodzieży z ASD w szkołach masowych. Jest też grupa nauczycieli, którzy nawet nie próbują udawać, iż dziecko z ASD skoro ma diagnozę, to nie powinno uczęszczać do szkoły ogólnodostępnej (bez komentarza). Te grupy nauczycieli traktują uczniów z ASD jak neurotypowe dzieci, nie biorąc pod uwagę ich trudności i deficytów. Oceniają, zadają prace domowe, odpytują tak samo jak uczniów populacyjnych. A to jest nieuczciwe, nierzetelne i pozbawione podstawowej wiedzy merytorycznej na temat zaburzenia jakim jest autyzm.
W całym tym bałaganie są też rodzice, którzy nie rozumieją, że z jednej strony nauczyciel współorganizujący to nie prywatny opiekun dziecka z ASD, który ma za zadanie tłumaczyć zadania z podręcznika, podpowiadać na testach czy uczyć treści z lekcji. Zadanie nauczyciela współorganizującego są nieco inne drodzy rodzice. Istnieje też grono rodziców, którzy na siłę, bez brania pod uwagę optymalnego funkcjonowania dziecka, pchają je do placówki ogólnodostępnej. Wynika to z jednej strony z braku akceptacji własnego dziecka, z zaklinania rzeczywistości, że jak pójdzie do przedszkola / szkoły ogólnodostępnej to nauczy się mówić, znikną zachowania trudne, poprawią się relacje społeczne, a dziecko stanie się neurotypowe. Kochani mam złą wiadomość – bzdura. Dziecko, które nie ma narzędzia do komunikacji, nie werbalizuje, ma całą paletę zachowań niepożądanych, nie rozumie podstawowych komunikatów, nie nawiązuje relacji społecznych, niestety nie nauczy się tego w placówce masowej, w której przebodźcowanie tylko pogłębi jego trudności. Dziecko musi mieć fundament. Zawsze przyjdzie czas na przepisanie go do placówki masowej, jeśli jego potencjał mu na to pozwoli.
Mierzmy siły na zamiary. Nie nasze – nauczycieli czy rodziców aspiracje są ważne. Ważne jest to jak optymalnie rozwija się dziecko. Podążanie za potencjałem i zainteresowaniami dziecka, uwzględniając jego trudności i wyzwania, będziemy dopiero naprawdę wsparciem dla dziecka.
Zdaję sobie sprawę, że wielu z Was, którzy czytacie dziś mój post zdenerwuje się na mnie. Wybaczcie za moją dosadność, ale serio trochę mi ręce opadają na fakt, iż mimo tylu szkoleń, publikacji i mnóstwa w ostatnim czasie rozpowszechniania wiedzy na temat autyzmu, nadal pojawiają się takie obrazki. Zalecam, aby spojrzeć w lustro i wiarygodnie spróbować odpowiedzieć sobie na pytanie: „Jak ja wspieram dziecko z ASD?”